[PL] Wiersze pisane dla Berserkerów – 2
Druga porcja
Zywiolow moc
Stu wiatrow warkocze splecione
Jak koni dzikich grzyw fala
Smagaja, nad morze wzniesione
Wysp twarde i mocne skaly
Morz fale, co boja o piasek
W zawody by z wiatrem isc chcialy
Na brzeg wdzieraja sie dumny
Kto pierwszy sie wedrze na waly
Tu zywiol z zywiolem walczy
Tu moc z inna moca sie splata
Kazda z nich czegos sie uczy
Lecz nauka trwa wieki, nie lata
Fal grzbietow nie przegoni wiatr
A one bez niego nie zyja
Wiec gnaja wraz z soba, o tak
Morze szumi, a wichry wyja
Lecz rankiem znow wzejdzie slonce
Osuszy zimno promieniem
I tak skaly z morzem, z cieplem wiatr
Nie wygra, nie przegra – istnieja…
Zamek
Najstarsze, najczystsze, najglebsze
Morze pod skala Ard Skellige
Najtwardsze, najwieksze, najbielsze
Wyspy nad morza otchlania
Najszerzej dzis w piesni mojej
Nie skaly, nie morze opiewam
Lecz Zamek, co gora, nad wszystkim
Sie wznosi, Wyspami wladajac
Te mury, wrogom niedostepne
Te wieze, gdzie mewy siadaja
Nikt dalej niz stad nie obejmie
Dziedziny swej okiem smialym
Gdy stoisz na szczycie najwyzszym
To jeno ci skrzydel potrzeba
By wzleciec… nic wiecej, bys z mewa
W zawody z ochota sie puscil
Gdy w burzy czas statki w zatoce
A szczury ladowe w swych domach
Chodz tutaj! Tu, ponad chmurami
Jestes jak krol, burzy wladca
Zas kiedy slonce na wschodzie
Rozowi chmury poswiata
Stoj na wiezy wschodniej, a ujrzysz
Jak pierwszy swit swiata jutrzenke
Krwi czerwien, rozlana w chmur puchu
W zachodu czas mozna zobaczyc
Nadzieja cie jednak natchnie
Wszak slonce znow wstanie, na wschodzie
Jak pierwsze z morskiej otchlani
Ostatnie skaly te beda
Ostatni zmrok, swit ostatni
Tu Hemdall w Rog konca zadmie…
Walka
Na Skellige wrog!
Wre ciezki boj,
A mewy – roj –
– nad miasta wiez
Wierzcholki dzis
Unosza sie.
Gdy honor Wysp
Zagrozon jest
To kazdy do
Walki rwie sie.
I nawet skald
Choc diabla wart
To lutnie swa
W kat zlozy dzis.
Sztyletow dwoch
Dobedzie wnet
I zoczy wrog
Iz kazdy tu
Niewazne, jak
Wysp bronic chce…
Piesn konczyc czas –
– wszak walka wre!
Skarga Narzeczonej
Moj mily odplywa dzis
Dalekie wzywa go morze
Na brzegu mi jeno siasc
I plakac nad woda zielona
Warkocze dlugie splatam
Czern chusty ramiona kryje
Nie mowcie dzis do mnie nic!
Gdy wroci, barwna wdzieje suknie
Lecz mija czas, dni plyna
Jak fala, piana zwienczona
Ni slowa, wiesci, ni znaku
Pograza sie serce w zalobie
W noc kazda sny gnebia mnie
Snie o syrenach, potworach
Otchlani, glebi… tchu brak
Mysl sama przytomnosc odbiera
Moj mily nie wroci juz
Statek do portu dzis wplynal
Och, zyje, rzecz jasna, lecz
Juz w innych ramionach utonal
Każdy ma prawo do odrobiny egocentryzmu :>
Skald Skellige
Kolysanie mnie usypia swoja miekka piosnka,
Poklad dzis mi zastepuje niebo nad ma wioska.
W morze dzisiaj wyplynelam, choc to pech podobniez,
Jak to mowia, miec na statku niewiaste niedobrze.
Lecz nie sarka nikt po katach, nikt w lewo nie spluwa,
Nikt dzis nie ma czasu – poklad fal masa zalewa,
Jednak wola mnie komendant i rozkaz wydaje,
Bym sie wziela do roboty, bo sil im nie staje.
Tedy biore me narzedzia i staje do boju,
Lecz nie! Nie z przeciwnikami… ze zmeczeniem w znoju,
Piesn ma wznosi sie nad fale, dodajac odwagi,
Sily, mocy, odpornosci… i wladzy powagi.
Sluze Komendantom wszystkim, jestem Skaldem Skellig.
Jestem… jestem tylko piesnia. Na nic wiecej nie licz.
Serce moje w morzu chowam, fale ukochalam
Talent tylko im oddaje i – na smierc – swe cialo.
Ni potegi nie mam zadnej, nizli tez i sily
Jeno upor nieslychany i do walki milosc.
Bic sie i za Skellig umrzec – oto moje credo,
Tedy walcze, spiewam, gine… Wziac sie zywcem nie dam!
Przekleństwo
Fal poszum pokladu kolebka
Przechyla ze wschodu na zachod
Swietla blask chwiejnie z malej lampki
Na glowe ma pada schylona
Drza struny, bo piesni sa pelne
Drza palce, do grania gotowe
Drza usta, by slowa wymowic
Drza deski okretu, czekajac
O sciane sie lekko opieram
Pewniejsza mi ona niz kamien
Choc przechyl niejedna by sploszyl
Na miasto juz go nie zamienie
Bo w zylach mych fala juz spiewa
Sol we krwi, krzyk mew w uszach moich
Przechylu rytm w mym poruszeniu
A milosc do morza w mym sercu
Gdym raz na nabrzezu ujrzala
Okrety, ich zagle, ich burty
A mewy glos nisl sie po falach
Nie bylo juz dla mnie odwrotu
Kto bowiem w noc Saovine ujrzy
Cel zycia swoj odtad najwiekszy
Nie spocznie nim go nie osiagnie
Przeklenstwo mu legnie na duszy
Mnie wlasnie tak fale urzekly
Gdym byla jesienia na Skellige
I swiata juz poza Wyspami
Znac nie chce, nie musze, nie bede
Powrót
Dzis fala o burte uderza lagodna
Do domu powraca juz Armia
Gdzies w gorze kolysze sie mewa swobodna
Zmierzch wolno sie kladzie na skalach
W czekaniu na powrot zamarly juz Wyspy
Krzatania ucichly odglosy
Sluzacy osadza pochodnie w uchwycie
Nad portem, na Schodach – tlum osob
Jak okiem jastrzebia wypatrzec chca, musza!
Czy wraca ich maz, druh, kochanek?
Czy w szczesciu wnet za nim na Zamek, het, pojda
…Trwac bedzie dzis uczta po ranek…,
Port czeka, tysiacem pochodni rozswietlon
Az wroca zmeczeni, lecz w chwale
Wszak nie ma zwatpienia – ci zawsze zwyciezcy
Co Skellige chowaja ich skaly
Lecz oto przybija juz don pierwszy drakkar
I kobiet szloch slychac na brzegu
Wysiedli, komendant na czeli, a oni
Tuz za nim, w nierownym szeregu
Powoli na schody wstepuja, z powaga
Witaja ten tlum, co sie zebral
I ida, jarlowi czesc oddac, lecz zawsze
Najwiekszy wsrod nich ich prowadzi
On pierwszy przed jarlem sie skloni, zda raport
Przypomni o tych, co nie wroca
Gdy lupem pochwala sie statkow dowodcy
Wraz w sali na uczcie zasieda
I juz wspominaja swe czyny, odwage
I piwa leja sie rzeki
Lecz konczyc juz bede ballade, bo wina
Mi leja…. czas spoczac truwerce
Leave a Reply